Gdy kilka lat temu jechałam z mamą na mazury, stojąc na stacji benzynowej zobaczyłam kierowcę ciężarówki, który robi sobie grilla i popija piwko. Pomyślałam sobie-kurcze facet to ma dobrze. Żona w domu, ten codziennie inne miejsce pracy, zawsze coś się dzieje a na kolacje grill i piwko. Powiedziała to młoda blondyneczka - studentka prawa, która miała piękny pokój, stabilną pracę no i wakacje w perspektywie. O jakże byłam wtedy naiwna.
Rok temu poszłam na imprezę, chyba moją imieninową, był styczeń - zimno jak cholera. Ja odwalona w najlepsze ciuchy, lok zakręcony, czerwona szminka nawalona na duże usta. Teraz patrząc się na to z boku- no typowa wulgarna laska. Wpadłam do znajomego, już podpita bo beforek w domu zrobiony z ,,psiapsiółkami". Wchodzę - siedzi facet. Fajny, przystojny, prawie tak pijany jak ja, mówiący, że przyjechał dopiero co do Krakowa, że chce być kierowcą. Brat chłopaka mojej przyjaciółki. Zupełnie mi nie przeszło przez myśl, że to mój przyszły chłopak no i sprawca tego całego bloga.
Wiosna minęła nam na typowym zakochaniu z mały dramatem, który przeszliśmy i jako zcementowanie zamieszkaliśmy razem. O jak się nasłuchaliśmy, że tak szybko, że może poczekać. A ja wiedziałam, że chcę teraz i z nim i do końca świata. A jedyną obawą przed wspólnym zamieszkaniem był fakt,że.. nie spodoba mu się jak gotuje i jak żyję :)
Zakochując się i jeżdżąc na drugi koniec Krakowa z jego ulubioną faoslką po Bretońsku, którą sama nienawidzę ale trza było się podlizac nowej miłości gdzieś z tyłu glowy miałam,że on chce być tak jak swoj tata. Jeździć w długie trasy-czasami tygodniami poza domem. Oczywiście jako typowa zazdrośnica ale nie o inne kobiety a o brak wspólnego czasu myślałam,że może znajdzie etat za 3 tysiące w jakiejś firmie transportowej i do końca życia będzie wracał do domu o 17 i spał w pidżamie codziennie obok mnie. Pewnie gdybym go poprosila to by to zrobił. Ale nigdy jak zdał egzamin nie powiedziałam i nie powiem - bo wiem jak to kocha. Uwielbiam to uczucie, jak widzę,że jadąc obok stacji iskrą się te jego brązowe oczy a w głowie zamiast jego ulubionej piosenki jest myśl ,,kiedy ja znowu usiądę za sterami tego cuda i pojadę?". Pewnie wiele z czytających zada sobie pytanie czemu akurat ten facet skoro od początku nie pasowało Ci, że nie bedzie go tygodniami. Bo kocham go, a najbardziej jak z pasją opowiada mi o tym wszystkim i nie moge się doczekać aż pojade z nim w trasę.
Pewnego wrześniowego dnia, siedziałam oglądałam jakieś nudy a mój chłopak zapytal się jaki dzień wybrać na egzamin podając kilka dat. 10 październik. Czemu? Bo miałam miesiąc później urodziny i wiedziałam ,że dziesiątego dostanę wypłatę a że wiedziałam, że zda to chciałam mu kupić coś ekstra! Oczywiście, że zdał. Poczułam wtedy niesamowitą dumę ale też obawę- w końcu zaczyna się nasze nowe życie- czy damy radę? Po Święcie Zmarłych pojechał z tatą w trasę. Na 2 i pół tygodnia. Psychicznie chyba największy szok przeżyłam jak zobaczyłam odjeżdzającą skodę. Były łzy, była złość. Ale już następnego dnia siedziałam jak głupia z telefonem i czekałam na kązdy sms-mam wrażenie,że pokochałam go od nowa albo zakochiwałam się jeszcze bardziej. czy tęskniłam? Tak ale za fizycznością, wiedziałam,że jak w listopadzie mnie zwalniają to mimo,że je śniadanie pod najwyższym szczytem Alp to mnie wesprze i damy radę. Ocywiście,że tak się stało. Czas mijał wolno-szczególnie w weekend ale jak go zobczyłam kiedy wrócił to utwierdziłam się w przekonaniu,że było warto czekać. Że trasy i TIR-y to cześć naszego życia i mojej miłości. Bo przecież nie tylko kochamy daną osobę a też rzeczy z nią związane.
Dlaczego stworzyłam ten blog? Żeby mieć pamiątkę i poniekąd, żeby mój kierowca wiedział, co czuję i jak ja to widzę. I żeby za 20 lat pokazać swojej synowej jak jej bedzie gdy Nasz Syn będzie kierowcą. :)
Bea